KOCUR. odc. 9. „Gdzie jest Wiewiórka”
fot. nadesłane
REKLAMA
-Umów się ze mną na kawę - powiedział Kret do Wiewiórki.
-Na kawę, hmm...no, nie wiem - zastanawiała się Wiewiórka – z tobą? – dodała troche bez sensu.
Propozycja Kreta ją zaniepokoiła i chciała zyskać czas do namysłu.
Nie przepadała za nim, bo ciągle za nią łaził i podlizywał się, że niby taka mądra i pięknie puszysta. A on nie miał w lesie dobrej opinii, zwierzęta od dawna mówiły, że jest megalomanem i karierowiczem. Udawał grzecznego i pokornego, a tak naprawdę strasznie był zarozumiały i interesowny. Nie było dnia, żeby jej nie zaczepił, a czasem nawet miała wrażenie, że chowa się w krzakach i tylko czeka, żeby ją dopaść i zagadać. A jak już gadał, to strasznie przynudzał, bo opowiadał tylko o sobie.
Miała zamiar poskarżyć się Kocurowi, ale w ostatniej chwili się rozmyśliła, bo nie była pewna, czy Wyliniałemu naprawdę na niej zależy. Kocur był humorzasty i gdy czegoś potrzebował był miły, innym razem, zupełnie bez powodu wrednie się z nią obchodził. Może jakieś powody swojej wredności Wyliniały miał, ale Wiewiórka ich nie znała, dlatego często było jej przykro. Ale cóż, było jak było. Nie miała wpływu na Kocura, zresztą nikt nie miał. Dlatego pomyślała, że nic nie powie Wyliniałemu i może nawet się skusi na kawę z Kretem, chociaż nie była pewna. Biła się z myślami: iść, nie iść, iść, nie iść...
-A kiedy? - zapytała.
-Teraz! - odpowiedział Kret zdecydowanie, bo chciał się Wiewiórce wydać stanowczym i męskim.
-Mam Wiewiórko wobec ciebie poważne plany, oczywiście zawodowe, chciałbym pomóc ci w karierze. Uważam, że przed tobą wielka sława, może zagrasz w filmie, czy coś... i wiesz, potrzebny ci mądry opiekun.
- Wypijemy kawusię, miło porozmawiamy, a potem, rozumiesz...zobaczymy - uśmiechnął się tak jakoś lepko i dwuznacznie. Na szczęście Wiewiórka tego nie widziała, bo z wielką uwagą oglądała swoje wypielęgnowane pazurki.
-A co mi tam, mogę z tobą iść na kawę, pod warunkiem, że dasz mi pięć minut na uczesanie kitki - i nie czekając na odpowiedź pobiegła nad staw przejrzeć się w wodzie.
-Ale z niej damulka - pomyślał Kret - nie dziwię się, że Kocur ma do niej słabość, taka kokietka i zgrabniutka, w sam raz dla mnie, przyda mi się w wielu sprawach, i to bardzo.
Rozmyślał i snuł fantazje o sobie i Wiewiórce i nawet nie zauważył, że już minęła godzina, jak jej nie ma.
Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Kret poczuł nieprzyjemny wieczorny chłód.
-Co jest do licha? – powiedział do siebie rozglądając się dookoła.
- Wiewiórko! Gdzie jesteś? – zawołał – Wiewiórkooo!
Jak spod ziemi wyrósł Sierściuch i z politowaniem pokiwał głową przyglądając się zdesperowanemu Kretowi.
- Wiewiórki szukasz? - Przecież ona siedzi na plotkach u Misia, właśnie od niego wracam i powiem ci Krecie, że dawno nie widziałem jej tak rozbawionej, nie żebym chciał ci dokuczyć, ale słyszałem jak w rozmowie z Misiem nazwała cię frajerem, ćwokiem, dzieciuchem, wypierdkiem i brzydalem. Serio, tak cię nazwała, a Miś się śmiał i klepał się po udach, prawie płakał, szczególnie, gdy opowiadała, że chcesz jej załatwić główną role w filmie, i wiesz Krecie, Wiewiórka cały czas ciebie naśladowała. Przyznaję, niezała jest, bo tak ciebie parodiowała, że wypisz wymaluj jakby to byś był ty… ma talent. Aktoreczka.
W Kreta w jednej chwili jakby trafił piorun, albo jak kto woli szlag, taka wzięła go cholera.
-O nie, tak się bawić nie będziemy głupia Wiewiórko, mam papier od Kocura i załatwię cię bez mydła, zobaczysz – pomstował wściekły Kret.
-Szukam Wiewiórki, bo jest mi winna pieniądze - skłamał. Mam nawet dokument z pieczątką i mogę zabrać jej telewizor, wazon, albo inną cenną rzecz. Chciałem dać jej szansę, bo w końcu jesteśmy z jednego lasu, ale skoro tak mnie nazwała, to nie będę miły i zrobię co do mnie należy.
-Uuuu - pomyślał Sierściuch - to jakaś grubsza sprawa, ciekawe, czy Borsuk o tym wie, chyba trzeba go o tym powiadomić.
-No dobra, to ty idź do Misia i rozpraw się z Wiewiórką, a ja muszę jeszcze coś załatwić - powiedział Sierściuch i popędził do Borsuka tak szybko, że aż się za nim kurzyło.
-Na kawę, hmm...no, nie wiem - zastanawiała się Wiewiórka – z tobą? – dodała troche bez sensu.
Propozycja Kreta ją zaniepokoiła i chciała zyskać czas do namysłu.
Nie przepadała za nim, bo ciągle za nią łaził i podlizywał się, że niby taka mądra i pięknie puszysta. A on nie miał w lesie dobrej opinii, zwierzęta od dawna mówiły, że jest megalomanem i karierowiczem. Udawał grzecznego i pokornego, a tak naprawdę strasznie był zarozumiały i interesowny. Nie było dnia, żeby jej nie zaczepił, a czasem nawet miała wrażenie, że chowa się w krzakach i tylko czeka, żeby ją dopaść i zagadać. A jak już gadał, to strasznie przynudzał, bo opowiadał tylko o sobie.
Miała zamiar poskarżyć się Kocurowi, ale w ostatniej chwili się rozmyśliła, bo nie była pewna, czy Wyliniałemu naprawdę na niej zależy. Kocur był humorzasty i gdy czegoś potrzebował był miły, innym razem, zupełnie bez powodu wrednie się z nią obchodził. Może jakieś powody swojej wredności Wyliniały miał, ale Wiewiórka ich nie znała, dlatego często było jej przykro. Ale cóż, było jak było. Nie miała wpływu na Kocura, zresztą nikt nie miał. Dlatego pomyślała, że nic nie powie Wyliniałemu i może nawet się skusi na kawę z Kretem, chociaż nie była pewna. Biła się z myślami: iść, nie iść, iść, nie iść...
-A kiedy? - zapytała.
-Teraz! - odpowiedział Kret zdecydowanie, bo chciał się Wiewiórce wydać stanowczym i męskim.
-Mam Wiewiórko wobec ciebie poważne plany, oczywiście zawodowe, chciałbym pomóc ci w karierze. Uważam, że przed tobą wielka sława, może zagrasz w filmie, czy coś... i wiesz, potrzebny ci mądry opiekun.
- Wypijemy kawusię, miło porozmawiamy, a potem, rozumiesz...zobaczymy - uśmiechnął się tak jakoś lepko i dwuznacznie. Na szczęście Wiewiórka tego nie widziała, bo z wielką uwagą oglądała swoje wypielęgnowane pazurki.
-A co mi tam, mogę z tobą iść na kawę, pod warunkiem, że dasz mi pięć minut na uczesanie kitki - i nie czekając na odpowiedź pobiegła nad staw przejrzeć się w wodzie.
Rozmyślał i snuł fantazje o sobie i Wiewiórce i nawet nie zauważył, że już minęła godzina, jak jej nie ma.
Słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Kret poczuł nieprzyjemny wieczorny chłód.
-Co jest do licha? – powiedział do siebie rozglądając się dookoła.
- Wiewiórko! Gdzie jesteś? – zawołał – Wiewiórkooo!
Jak spod ziemi wyrósł Sierściuch i z politowaniem pokiwał głową przyglądając się zdesperowanemu Kretowi.
- Wiewiórki szukasz? - Przecież ona siedzi na plotkach u Misia, właśnie od niego wracam i powiem ci Krecie, że dawno nie widziałem jej tak rozbawionej, nie żebym chciał ci dokuczyć, ale słyszałem jak w rozmowie z Misiem nazwała cię frajerem, ćwokiem, dzieciuchem, wypierdkiem i brzydalem. Serio, tak cię nazwała, a Miś się śmiał i klepał się po udach, prawie płakał, szczególnie, gdy opowiadała, że chcesz jej załatwić główną role w filmie, i wiesz Krecie, Wiewiórka cały czas ciebie naśladowała. Przyznaję, niezała jest, bo tak ciebie parodiowała, że wypisz wymaluj jakby to byś był ty… ma talent. Aktoreczka.
W Kreta w jednej chwili jakby trafił piorun, albo jak kto woli szlag, taka wzięła go cholera.
-O nie, tak się bawić nie będziemy głupia Wiewiórko, mam papier od Kocura i załatwię cię bez mydła, zobaczysz – pomstował wściekły Kret.
-Szukam Wiewiórki, bo jest mi winna pieniądze - skłamał. Mam nawet dokument z pieczątką i mogę zabrać jej telewizor, wazon, albo inną cenną rzecz. Chciałem dać jej szansę, bo w końcu jesteśmy z jednego lasu, ale skoro tak mnie nazwała, to nie będę miły i zrobię co do mnie należy.
-Uuuu - pomyślał Sierściuch - to jakaś grubsza sprawa, ciekawe, czy Borsuk o tym wie, chyba trzeba go o tym powiadomić.
-No dobra, to ty idź do Misia i rozpraw się z Wiewiórką, a ja muszę jeszcze coś załatwić - powiedział Sierściuch i popędził do Borsuka tak szybko, że aż się za nim kurzyło.
PRZECZYTAJ JESZCZE