Kocur. 34. Pazurki i sejf
fot. nadesłane
Etiuda Rewolucyjna Chopina i zwinność palców największych pianistów była niczym w porównaniu z wirtuozerią pazurków Wiewiórki. Z elegancją i w wyrafinowany sposób grała na szyfrowej klawiaturze borsukowego sejfu. Z każdym kolejnym pstryknięciem cudownie wydobytym z mechanizmu zamka przybliżała się do Gran Finale, wielkiego zakończenia i zarazem otwarcia pancernej szafy pełnej tajemnic i haków...
REKLAMA
Wyliniały czuł przez skórę, że zawartość sejfu może przewrócić jego dotychczasowe życie i bardzo tego nie chciał. Rozmyślał z przerażeniem, co zrobi, gdy ... no właśnie, przecież tego nie wiedział, gdy co? Czym może być to gdy… mamusiu dopomóż... jakie tajemnice ukrył Borsuk w swoim sejfie...
- Muszę odpocząć - ogłosiła niespodziewanie Wiewiórka.
- Dasz radę otworzyć? - zaniepokoił się Kocur. Złapał ją za łapkę i przybliżył swoją kocią mordę do jej wiewiórczego pyszczka.
- Oczywiście, przecież mówiłam, że dla mnie nie ma zamków niemożliwych – prychnęła. Tylko niektóre Kocury są nie do zdobycia - dodała w myślach i popatrzyła na niego ze złością.
- Zapamiętaj Wyliniały, sejfy to dla mnie pestka, bułka z masłem, kaszka z mleczkiem i zupa dla psa, albo nie, zupę skreślam, psa też. Chociaż może właściwie ta zupa dla psa tu pasuje, albo nie, może tylko dla psa buda - nie mogła się zdecydować.
- Kiedy? - zapytał Wyliniały.
- Co kiedy Kocurze, o co mnie pytasz?
- Kiedy otworzysz sejf?
- Otworzę, gdy odpoczną mi paluszki i nie męcz mnie, bo przekraczasz granice, a mnie to denerwuje i nie mogę w takich warunkach pracować. Dopychasz mnie do ściany, a ja tego nie lubię. Czas żebyś to zrozumiał i uszanował. Otworzę sejf, bo obiecałam, ale w odpowiednim momencie. A jak będziesz dopytywał, to wyzwolisz we mnie przekorę i sam rozumiesz…nie będzie kurwa miło – zakończyła mrużąc ślepka.
Wyliniały poczuł się nieswojo, pomyślał, że coś się w Wiewiórce zmieniło, nie wiedział co, ale to pewne, że pojawiło się w jej zachowaniu coś czego wcześniej nie było, choć to coś wydało mu się dziwnie znajome, jakby już gdzieś to widział i słyszał. Tylko gdzie i u kogo? Koniecznie musiał to przemyśleć. Lekko zbity z tropu siedział i drapał się niezgrabnie po swoim wyliniałym łbie.
- Cholera, przecież to zupełnie inna Wiewiórka. Silna, zdecydowana, władcza, odmieniona. Oczywiście, lubił ją wcześniejszą, sentymentalną, wpatrzoną w niego z uwielbieniem, ale spodobała mu się taka harda, krnąbrna i butna.
- Gdzie tej pokracznej Norce do błyskotliwej i zwinnej Wiewiórki - pomyślał z niechęcią.
- Norka przy niej jest jak zdechły dwumetrowy węgorz, a nawet dwa zdechłe węgorze razem wzięte.
- Mamusiu ... podoba mi się Wiewiórka, moja droga kochana Wiewióreczka - powiedział do siebie cichutko.
- Chcesz, rozmasuję ci pazurki, w końcu czeka nas wielkie otwarcie, prawda? - łasił się.
Wyraźnie chciał ją zadowolić, zmiękczyć i obłaskawić.
- Wiesz Kocurze, to miłe, bardzo proszę, możesz mi przy okazji rozmasować całe łapki, bo… lubię koci dotyk. Dlatego, proszę zrób to - wyciągnęła przed siebie pazurki - no śmiało, działaj. Oczywiście jeśli potrafisz...
Wyliniały z czułością chwycił zmęczone łapki Wiewiórki. Zginał je, odginał, wyciągał, głaskał, a ona wszystkie te starania przyjmowała z zamkniętymi ślepkami i łaskawym zadowoleniem.
- No i widzisz Kocurze jak może być przyjemnie? - pomyślała z satysfakcją.
- Rozmasuję ci łapeczki, a potem otworzymy sejfik, prawda? To znaczy ty otworzysz, a ja będę patrzył i się zachwycał. Nie będę ci przeszkadzał, co to to nie! Jeśli mi pozwolisz mogę nawet przytrzymać miotełki na twoich uszkach i powiem ci Wiewióreczko, nie przesadzałaś, jesteś mistrzynią kasiarstwa, aż dziw, że nie masz na imię Kasia - podlizywał się Kocur.
- Kasia mówił na mnie dziadek, ale tylko gdy nikt nie słyszał, wiesz, kiedy mu pomagałam w pracy… tej, no, biurowej. Zresztą mniejsza o to.
- Masuj Kocurze, nie gadaj tyle, nie rozpraszaj się...
- Muszę odpocząć - ogłosiła niespodziewanie Wiewiórka.
- Dasz radę otworzyć? - zaniepokoił się Kocur. Złapał ją za łapkę i przybliżył swoją kocią mordę do jej wiewiórczego pyszczka.
- Oczywiście, przecież mówiłam, że dla mnie nie ma zamków niemożliwych – prychnęła. Tylko niektóre Kocury są nie do zdobycia - dodała w myślach i popatrzyła na niego ze złością.
- Zapamiętaj Wyliniały, sejfy to dla mnie pestka, bułka z masłem, kaszka z mleczkiem i zupa dla psa, albo nie, zupę skreślam, psa też. Chociaż może właściwie ta zupa dla psa tu pasuje, albo nie, może tylko dla psa buda - nie mogła się zdecydować.
- Kiedy? - zapytał Wyliniały.
- Co kiedy Kocurze, o co mnie pytasz?
- Kiedy otworzysz sejf?
- Otworzę, gdy odpoczną mi paluszki i nie męcz mnie, bo przekraczasz granice, a mnie to denerwuje i nie mogę w takich warunkach pracować. Dopychasz mnie do ściany, a ja tego nie lubię. Czas żebyś to zrozumiał i uszanował. Otworzę sejf, bo obiecałam, ale w odpowiednim momencie. A jak będziesz dopytywał, to wyzwolisz we mnie przekorę i sam rozumiesz…nie będzie kurwa miło – zakończyła mrużąc ślepka.
Wyliniały poczuł się nieswojo, pomyślał, że coś się w Wiewiórce zmieniło, nie wiedział co, ale to pewne, że pojawiło się w jej zachowaniu coś czego wcześniej nie było, choć to coś wydało mu się dziwnie znajome, jakby już gdzieś to widział i słyszał. Tylko gdzie i u kogo? Koniecznie musiał to przemyśleć. Lekko zbity z tropu siedział i drapał się niezgrabnie po swoim wyliniałym łbie.
- Cholera, przecież to zupełnie inna Wiewiórka. Silna, zdecydowana, władcza, odmieniona. Oczywiście, lubił ją wcześniejszą, sentymentalną, wpatrzoną w niego z uwielbieniem, ale spodobała mu się taka harda, krnąbrna i butna.
- Gdzie tej pokracznej Norce do błyskotliwej i zwinnej Wiewiórki - pomyślał z niechęcią.
- Norka przy niej jest jak zdechły dwumetrowy węgorz, a nawet dwa zdechłe węgorze razem wzięte.
- Mamusiu ... podoba mi się Wiewiórka, moja droga kochana Wiewióreczka - powiedział do siebie cichutko.
- Chcesz, rozmasuję ci pazurki, w końcu czeka nas wielkie otwarcie, prawda? - łasił się.
Wyraźnie chciał ją zadowolić, zmiękczyć i obłaskawić.
- Wiesz Kocurze, to miłe, bardzo proszę, możesz mi przy okazji rozmasować całe łapki, bo… lubię koci dotyk. Dlatego, proszę zrób to - wyciągnęła przed siebie pazurki - no śmiało, działaj. Oczywiście jeśli potrafisz...
Wyliniały z czułością chwycił zmęczone łapki Wiewiórki. Zginał je, odginał, wyciągał, głaskał, a ona wszystkie te starania przyjmowała z zamkniętymi ślepkami i łaskawym zadowoleniem.
- No i widzisz Kocurze jak może być przyjemnie? - pomyślała z satysfakcją.
- Rozmasuję ci łapeczki, a potem otworzymy sejfik, prawda? To znaczy ty otworzysz, a ja będę patrzył i się zachwycał. Nie będę ci przeszkadzał, co to to nie! Jeśli mi pozwolisz mogę nawet przytrzymać miotełki na twoich uszkach i powiem ci Wiewióreczko, nie przesadzałaś, jesteś mistrzynią kasiarstwa, aż dziw, że nie masz na imię Kasia - podlizywał się Kocur.
- Kasia mówił na mnie dziadek, ale tylko gdy nikt nie słyszał, wiesz, kiedy mu pomagałam w pracy… tej, no, biurowej. Zresztą mniejsza o to.
- Masuj Kocurze, nie gadaj tyle, nie rozpraszaj się...
PRZECZYTAJ JESZCZE