Robert Bresson: Kieszonkowiec - Recenzja
Boć karta tytułowa Kieszonkowca (1959) Roberta Bressona informuje bez zwłoki (i dosyć pretensjonalnie) - „Film, który państwo zobaczą, nie jest kryminałem. Usiłowaliśmy przedstawić, używając obrazu i dźwięku, tragedię młodego mężczyzny, którego słabość charakteru pchnęła do kradzieży. Ta przygoda połączyła jednak dwie istoty, które w przeciwnym razie, może nigdy by się nie spotkały” - jako widz, już wiem: dictum francuskiego reżysera to hymn pochwalny ku sile miłości.